O polski trockizm!
Co dalej z Polską?
Reagan lamentuje nad polską „Solidarnością”
Z „Workers Vanguard” , organu wówczas rewolucyjnej Ligi Spartakusowskiej, 20 listopada 1981. Skopiowano z:
http://web.archive.org/web/20110824210313/http://proletariacka_platforma.republika.pl:80/O_polski_trockizm.htm
Wraz z prewencyjnym puczem rządu 13 grudnia zablokowane zostało kontrrewolucyjne parcie „Solidarności” do władzy. Przedtem wszyscy obserwatorzy zdawali się zgadza co do jednego: że porządek może przywrócić tylko rosyjska interwencja wojskowa — a to oznaczałoby masakrę. Jednak w końcu akcję poprowadziło polskie wojsko. Nie tylko powstrzymało ono prozachodnią „Solidarność”, lecz dokonało tego przy jedynie około tuzinie ofiar śmiertelnych.
Krwi było niewiele, gdyż opór był niewielki. Robotnicy szybko trzeźwieją z klerykalno-narodowego upojenia, serwowanego im przez „Solidarność”. Wielu z nich zadaje sobie pytanie, co zrobiono źle, wielu jest otwartych na nowe rozwiązania. Jest to znakomita okazja do stworzenia zalążka partii trockistowskiej w Polsce, poprzez budowanie komórek podziemnych o charakterze propagandowym i szkoleniowym.
Jak przyznał urzędnik Pentagonu Richard Perle, „zostaliśmy zaskoczeni tym, że rząd polski zdołał zgnieść Solidarność”. Trzeba było zrewidować wszystkie waszyngtońskie scenariusze rozpętania antykomunistycznej histerii wokół inwazji radzieckiej. Dlatego począwszy już od 13 grudnia reaganowcy usiłują wyperswadować światu, że kontrolę w Polsce przejęli ludzie, którzy wyglądają jak Polacy, mówią po polsku, ale w rzeczywistości są Rosjanami. Rozczarowany brakiem widoku krwi polskiej i rosyjskiej lejącej się na ulicach Warszawy i Gdańska, Reagan uderza sankcjami ekonomicznymi, zarówno w Polskę, jak i w ZSRR.
Zresztą nie tylko amerykańscy imperialiści zostali zaskoczeni tą sromotną porażką swego polskiego żółtego związku [przed wojną związki zawodowe określano w Polsce jako klasowe bądź żółte — tłum]. Zaskoczeni byli i Polacy, i to po obu stronach. Doradca gen. Jaruzelskiego powiedział dziennikarzom zachodnim tonem raczej triumfalnym: „O ile w ogóle jestem zaskoczony to tym, że poszło tak łatwo. Radykalne skrzydło Solidarności” nie doceniło nastrojów milczącej większości” (New York Times, 6 stycznia). Rzecznik prasowy Solidarności” wyraził się prawie w ten sam sposób, tylko że z ubolewaniem:
“Zawsze wierzyliśmy w to, że żołnierze polscy nigdy nie będą strzelać do polskich robotników — i ciągle jest to prawdą, nie robią tego naprawdę. Ale diaboliczne jest to, że nie muszą”.
— New York Times, 1 stycznia
Burżuazja zachodnia, która gloryfikowała „Solidarność” jako ruch powstańczy obejmujący cały naród polski, zachodzi w głowę jak wytłumaczyć to, że tak łatwo ruch ten został stłumiony. Dziennikarze wskazują na to, że przywódcy „Solidarności” byli zbyt pewni siebie, wierzyli że rząd nie ośmieli się nigdy użyć siły przeciwko nim i dlatego nie podjęli żadnych przygotowań, by temu przeciwdziałać. Wielu zachowywało się tak, jakby już siedzieli na rządowych stołkach.
Ale mania wielkości liderów nie stanowi wytłumaczenia dla bierności, która opanowała masy członkowskie. Niektórzy dziennikarze zachodni przypisuj tę bierność obawie przed radziecką interwencją militarną; inni mówi o tradycyjnym dla Polaków szacunku dla wojska. Takie wyjaśnienia, powiedzmy sobie, są w najlepszym przypadku powierzchowne. Fakty przemawiają za tym, że już przed 13 grudnia fala powszechnego poparcia dla „Solidarności” zaczęła się cofać. Ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, że niekończące się strajki i demonstracje jedynie pogarszają już i tak rozpaczliwą sytuację gospodarczą. Na słynnym spotkaniu w Radomiu 3 grudnia, gdzie przywódcy „Solidarności” planowali obalenie rządu, Karol Modzelewski stwierdził:
„Związek zawodowy nie wzmacnia się, staje się słabszy, o wiele słabszy. I wszyscy działacze zdają sobie z tego sprawę… Składa się na to kilka przyczyn: znużenie jako wynik kryzysu, znużenie doświadczane przez ludzi czekających na końcu kolejki. Niektórzy ludzie obwiniają nas za przedłużenie tego stanu rzeczy i chcą byśmy doszli do porozumienia”.
— Washington Post, 20 grudnia 1981
Zdaniem pewnego nie internowanego kolegi Jacka Kuronia, ten znany socjaldemokratyczny dysydent przepowiedział na początku grudnia skuteczne stłumienie ruchu:
„Ludzie — powiedział — są zmęczeni, pragną odpocząć, i nietrudno będzie ich skutecznie zastraszyć. [Powiedział] dosłownie: Ludzie trochę postrajkują, a potem dadzą za wygraną”.
— Der Spiegel, 18 stycznia
I dokładnie tak się stało.
Ale czy fakt, że robotnicy — wcale nie tak liczni — trochę postrajkowali dla „Solidarności”, a potem ustąpili, może zostać wyjaśniony po prostu zmęczeniem po 16 miesiącach kryzysu? Reakcja opinii publicznej na ujawnienie przez rząd nagrań z Radomia wskazuje na inny ważny czynnik. Wszyscy dziennikarze zachodni zgadzają się z tym, że było to śmiałe posunięcie propagandowe reżimu Jaruzelskiego. Wielu Polaków było naprawdę zaszokowanych słysząc Was mówiącego: „konfrontacja jest nieunikniona” czy „doprowadzamy ten system do upadku”. Poza tym odbył się wrześniowy zjazd „Solidarności”, na którym przyjęto prowokacyjne rezolucje wzywające do przeprowadzenia „wolnych wyborów” i do utworzenia „niezależnych związków zawodowych”. Pewien liberalny członek partii powiedział, że akcja policyjno-wojskowa przeciw „Solidarności” nie powiodłaby się rok wcześniej:
“Przed sześcioma miesiącami ja sam oddałbym moją legitymację [partyjną]. Nie było wtedy wcale oczywiste, że Solidarność optuje za konfrontacją. Tylko twardogłowi oczekiwali tego. Utrzymywali, że ogłupiamy samych siebie. Szkoda tylko że w tym punkcie, jak się okazało, to oni mieli rację. Powtarzali wciąż: stoicie przed ludźmi, którzy nie chcą reformować socjalizmu — oni nienawidzą socjalizm”.
— New York Times, 5 stycznia
Podczas gdy miliony ludzi wstępowały do „Solidarności” jako do ruchu opozycyjnego, wielu wycofało się z popierania jej w dążeniu do władzy. Ludzie po prostu nie byli przeświadczeni o tym, że Solidarność” oferuje im drogę wyjścia z kryzysu. Organizacja była coraz bardziej nękana przez wyłaniające się z niej frakcje i niestabilna. Był to rozłam pomiędzy tzw. „radykałami”, jak Rulewski i Bujak, pragnącymi konfrontacji bez oglądania się na nic — i umiarkowanymi jak Wałęsa i Kuroń, mającymi nadziej przejęcia władzy stopniowo. Był to także rozłam pomiędzy otwartymi orędownikami kapitalistycznej restauracji, jak Konfederacja Polski Niepodległej (KPN), i tymi których proimperialistyczne ciągoty skrywane były pod płaszczykiem „samorządności”. Miliony Polaków musiały zastanawiać się, czy rząd Wałęsy, Rulewskiego i spółki nie przedłużyłby jedynie i nie pogłębił społecznej anarchii i upadku gospodarczego.
O ile jednak następuje pewne rozwianie złudzeń co do „Solidarności”, polskie masy pracujące pozostają bardzo wrogo nastawione wobec skorumpowanej biurokracji stalinowskiej, która rujnuje gospodarkę. A „stan wojenny” Jaruzelskiego nie może spowodować, by robotnicy polscy pokochali swoich panujących. Ponadto mówi się, że nawet Moskwa zaczyna być trochę zaniepokojona wojskowymi rządami w Polsce. New York Times (2 stycznia) odnotował:
“Kreml nie czyni tajemnicy ze swego zmartwienia utratą efektywnej władzy przez partię na rzecz rady wojskowej — pierwszym przypadkiem, gdy któryś z krajów Europy Wschodniej musi odsuwać na bok aparat komunistyczny”.
Już podczas puczu przestrzegaliśmy przed niebezpieczeństwem bonapartyzmu wojskowego. Równie groźny przypadek miał miejsce w Chinach podczas „Rewolucji kulturalnej”, kiedy Ludowa Armia Wyzwolenia Lin Piao w rzeczywistości opanowała administrację kraju. W tym czasie dopisano do chińskiej konstytucji klauzulę sukcesji, przy której wybór papieża wygląda na próbkę demokracji bezpośredniej. Jak napisaliśmy w Power Bid Spiked (Workers Vanguard nr 295, 18 grudnia 1981):
“Stalinowcy odwołują się do socjalistycznych wzorów tylko obłudnie, w sposób w jaki zło wyraża uznanie cnocie. Ale w porównaniu z nagą, uzbrojoną pięścią te wzory są ważne.”
Dla mas polskich stłumienie „Solidarności” było zimnym prysznicem. Bankructwo biurokratów stalinowskich, którzy rujnują gospodarką kraju, jest jasne jak słońce. Zaczyna mijać upojenie solidarnościowym klerykało-nacjonalizmem, które zaprowadziło Polskę na krawędź kontrrewolucji. Wielu poszukuje nowych odpowiedzi, i niektórzy będą otwarci na autentycznie komunistyczny program leninowców-trockistów, spartakusowców, którzy domagali się zatrzymania kontrrewolucji „Solidarności”, walcząc jednocześnie o proletariacką rewolucję polityczną, by wyrugować pasożytniczą biurokrację.
W Polsce ma miejsce ogromny wstrząs polityczno-psychologiczny. Społeczeństwo polskie zostało nagle powstrzymane w miejscu. Ale represje nie zaszły tak daleko, by zapobiec rozwinięciu się podziemnej opozycji. Otwarcie krążą petycje domagające się zakończenia stanu wojennego. Znani dysydenci udzielają wywiadów zachodniej prasie. Państwowe radio polemizuje z podziemnymi odezwami „Solidarności”. Właśnie w tym momencie nadszedł właściwy czas na rozpoczęcie budowania komórek szkoleniowych i propagandowych awangardy trockistowskiej, by bronić i rozszerzać historyczne zdobycze uspołecznionej własności, odziedziczone po Rewolucji Październikowej. Bronić przez wyrugowanie uzurpatorów, którzy je podkopują oraz rozbijanie tych, którzy by je zniszczyli.
Prawdziwa polska bohaterska rewolucjonistka: Róża Luksemburg
Obecna sytuacja Polski mogła rozwinąć się tylko w próżni politycznej, która odzwierciedla zniszczenie tradycji komunizmu międzynarodowego w Polsce poprzez bestialskie prześladowania ze strony polskich piłsudczyków, niemieckich nazistów, oraz stalinowców. Zachodnie środki masowego przekazu ukazują obecnie historię Polski poprzez wypaczający pryzmat „Solidarności”. Naród polski jest rzekomo fanatycznie nacjonalistyczny, żarliwie religijny, najbardziej antykomunistyczny ze wszystkich narodów. Z kolei reżim rządowy odkłada do czysto akademickiego lamusa historię polskiego ruchu robotniczego przed 1945 r. W rzeczywistości Polska miała jedną z najstarszych i najsilniejszych tradycji marksistowskiego socjalizmu proletariackiego wśród krajów europejskich. Prawdziwie rewolucyjna awangarda musi opierać się na tamtych internacjonalistycznych tradycjach.
Pierwsza marksistowska partia klasy robotniczej w carskim imperium, partia „Proletarjat”, utworzona została w Warszawie na początku lat 80-tych XIX wieku. Znamienne jest, że „Proletarjat” Ludwika Waryńskiego odrzucił tradycyjny polski radykalny program powstania narodowego i ściśle współpracował z narodnikami rosyjskimi na rzecz rewolucji społecznej na całym terytorium imperium carskiego. Antynacjonalistyczna tradycja partii „Proletarjat” została podjęta w następnym pokoleniu przez największego ze wszystkich polskich przywódców rewolucyjnych, Różę Luksemburg. Luksemburg odrzuciła walkę o niepodległą Polskę burżuazyjno-demokratyczną i walczyła o obalenie absolutyzmu carskiego poprzez wspólną walk robotników polskich i rosyjskich:
“Jeżeli idea stworzenia z Polski niepodległej buforu i tarczy ochronnej dla Zachodu przed reakcją caratu rosyjskiego stała się nieziszczalna, to rozwój kapitalistyczny, który pogrzebał tę ideę, stworzy za to ruch klasowo-rewolucyjny zjednoczonego proletariatu w samej Rosji, jak i w Polsce, a w jego postaci nowego, daleko dzielniejszego sprzymierzeńca dla Zachodu, sprzymierzeńca, który potrafi nie tylko już zasłonić mechanicznie Europę przed absolutyzmem, lecz podminować i zdruzgota sam absolutyzm”.
— „Przedmowa do antologii. Kwestia polska a ruch socjalistyczny” (1905) w: Wybór Pism, Warszawa 1959, tom I, s.395
Walka polityczna pomiędzy internacjonalistyczną Socjaldemokracją Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL) Luksemburg i Leo Jogichesa a nacjonalistyczną Polską Partią Socjalistyczną (PPS) Józefa Piłsudskiego zdominowała polski ruch robotniczy przed pierwszą wojną światową.
Jak utrzymywał Lenin, Luksemburg myliła się odrzucając burżuazyjno-demokratyczne prawo do samookreślenia narodowego państwa — dla Polski. Jej dogmatyczna nieustępliwość w tej kwestii osłabiła jej słuszną walkę przeciwko Piłsudskiemu i nurtom szowinistycznym w szeregach polskiej klasy robotniczej. Jednak miała rację obstając przy tym, że los Polski był nierozłącznie związany z proletariacką walką klas w państwach ją ciemiężących, w Rosji i Niemczech. Stworzenie niepodległego, burżuazyjnego państwa polskiego w 1918 r. nie było rezultatem powstania narodowego, ale rewolucji bolszewickiej i klęski Niemiec w pierwszej wojnie światowej. Co więcej, klęska ta została w dużym stopniu spowodowana przez powstanie zmęczonych wojną robotników niemieckich, a R. Luksemburg była jednym z ich przywódców. To jedna z owych ironii historii, że działania Luksemburg na rzecz rewolucji rosyjskiej i niemieckiej wniosły większy wkład do wyzwolenia narodowego Polski, niż ruch legionowy Piłsudskiego.
Dziś obie strony kryzysu polskiego pogardzają Różą Luksemburg, najwybitniejszą przedstawicielką socjalizmu proletariackiego Polski. Klerykalno-nacjonalistyczna „Solidarność” idealizuje najgorszego wroga Luksemburg, Piłsudskiego — nawet nie jako prawicowego socjalistę sprzed 1914 r., ale w jego późniejszym wcieleniu jako antyradzieckiego militarystę i faszyzującego dyktatora. Stalinowcy także nie mają nic wspólnego z internacjonalizmem proletariackim i desperacko próbują przybrać zabarwienie „patriotyczne”. Jesienią ub.r. reżim Jaruzelskiego po raz pierwszy obchodził rocznicę utworzenia polskiej burżuazyjnej rzeczypospolitej 11 listopada 1918 r. To święto narodowe jest w rzeczywistości obchodami ku czci Piłsudskiego.
Ale stalinowskie oczernianie rewolucjonistki Róży Luksemburg nie jest szczególnie związane z reżimem Jaruzelskiego. Jak pisał Trocki w początkach lat 30-tych:
“Tak, Stalin ma wystarczające powody, by nienawidzić Róży Luksemburg. Lecz tym bardziej naglący jest nasz dług ochrony pamięci Róży przed oszczerstwami Stalina, podchwyconymi przez najemnych biurokratów obu półkul, i przekazania tego wizerunku prawdziwie pięknego, heroicznego i tragicznego młodym pokoleniom proletariatu w całej jego wielkości i sile wychowawczej”.
— Ręce precz od Róży Luksemburg!” Biulletie Oppozicji nr 28, lipiec 1932
Róża Luksemburg nie jest uznawana w Polsce Stalina i „Solidarności” także dlatego, że była Żydówką. Tak dla Wałęsów jak i Jaruzelskich, Żyd nie jest „prawdziwym” Polakiem. Jednym z najohydniejszych i najbardziej groteskowych aspektów obecnego kryzysu jest odradzanie się nagonki na Żydów po obu stronach, mimo że prawie wszyscy Żydzi polscy zostali zabici przez nazistów, a pozostałe kilkadziesiąt tysięcy wypędzone przez stalinowców w 1968 r. Ponieważ stalinowcy nie ośmielą się zaatakować kościelnej hierarchii z papieżem Wojtyłą na czele, rzeczywistej siły stojącej za „Solidarnością”, ochoczo fabrykują spiski „syjonistyczne”. Jednym z celów ataku wybranym przez propagandę rządową jest żydowski dysydent socjaldemokratyczny Adam Michnik, osoba o niewielkim wpływie w obecnych strukturach „Solidarności”. Także rządowy program radiowy po stłumieniu „Solidarności” 13 grudnia „ujawnił” fakt, że jej doradca Bronisław Geremek jest synem żydowskiego nauczyciela religii. Ale zatwardziali antysemici są po drugiej stronie. Nawet Wall Street Journal przyznaje, że KPN Leszka Moczulskiego, silna frakcja „Solidarności”, jest „skażona historią antysemityzmu”. A zeszłej jesieni „radykalny” przywódca „Solidarności” w Szczecinie, Marian Jurczyk, ogłosi że trzy czwarte kierownictwa partii komunistycznej to w rzeczywistości Żydzi, którzy zmienili nazwiska!
Przed holocaustem Żydzi odgrywali bardzo ważną rolę w kierownictwie polskiego rewolucyjnego ruchu robotniczego. To oni w większości zapewniali mu jego internacjonalistyczny wigor i kosmopolityczność, działając jako bariera przeciwko wpływom socjalpatriotycznym. Poprzez „oczyszczenie” narodu polskiego w Auschwitz i w innych miejscach zagłady, Adolf Hitler pośrednio wniósł wkład do słabości powojennego stalinizmu polskiego, ogromnego wpływu Kościoła katolickiego i rośnięcia w siłę klerykalno-nacjonalistycznej „Solidarności”.
Tragedia Komunistycznej Partii Polski
Komunistyczna Partia Polski została utworzona pod koniec 1918 r. z połączenia SDKPiL i Polskiej Partii Socjalistycznej-Lewicy, dużej partii centrowej, która zerwała z Piłsudskim w następstwie rewolucji 1905 r. Perspektywa ożywiająca tych pierwszych polskich komunistów została dobrze opisana przez Izaaka Deutschera w jego ważnym eseju z 1958 r. pt. „The Tragedy of the Polish Communist Party” (w: Marxism in Our Time, 1973):
“Szeregi partii były dodatkowo zjednoczone przez ostrą świadomość ich wspólnej i nieugiętej opozycji wobec nacjonalistycznej i reformistycznej Polski, wobec Polski ziemian i drobnej szlachty”.
Ta opozycja wkrótce miała być wystawiona na próbę, i to w najbardziej dotkliwy sposób. Na początku 1920 r. Piłsudski najechał Rosję Radziecką. Nie ulegało wątpliwości, że komuniści polscy wypełnią swój internacjonalistyczny obowiązek, tak jak to uczynili. Deutscher wyjaśniał:
“Partia polska traktowała tę wojnę — ponieważ miała wszelkie powody ku temu — jako wojnę polskich klas posiadających (lub ich kluczowych elementów) przeciwko Rewolucji Rosyjskiej, i jako integralną część interwencji mocarstw kapitalistycznych w Rosji. Partia poczuwała się do jednomyślności z Rewolucją Rosyjską i do obowiązku jej obrony”.
Na początku lat 20-tych proradziecka partia komunistyczna była, ogólnie rzecz biorąc silniejsza w szeregach polskiej klasy robotniczej, niż piłsudczykowscy socjaldemokraci. Ponadto, było wtedy takie powiedzenie w Kominternie, „Niemiecka partia jest największa, polska partia jest najlepsza”. W dużym stopniu dzięki swym korzeniom w rewolucyjnej SDKPiL Luksemburg, polska partia opierała się procesowi stalinizacji bardziej niż jakakolwiek inna duża partia kominternowska. W grudniu 1923 r. jej komitet centralny wysłał list protestacyjny do partii rosyjskiej, który stwierdzał: … imię tow. Trockiego dla naszej Partii, dla całej Międzynarodówki, dla całego rewolucyjnego proletariatu światowego związane jest nierozerwalnie ze zwycięską Rewolucją Radziecką, z Armią Czerwoną, z komunizmem”.
To, co powiedziano powyżej nie ma służyć idealizowaniu Komunistycznej Partii Polski lat 20-tych czy reżimu „trzech W” (Warski, Walecki, Wera Kostrzewa). W 1923 r. polskie kierownictwo komunistyczne pozwoliło zaprzepaścić potencjalnie rewolucyjną sytuację. Parę lat później popełniło ono o wiele poważniejszy błąd, tym razem w działaniu. Ogarnięty chwilowo powszechnym entuzjazmem dla bonapartyzmu Piłsudskiego, Warski pchnął swą partię do poparcia puczu marszałka w maju 1926 r. (zob. „Pilsudski and Counterrevolution in Poland, Workers Vanguard” nr 293, 20 listopada 1981). Lecz komuniści polscy szybko oprzytomnieli po swym „błędzie majowym” i byli jedyną opozycją wobec konsolidującej się dyktatury faszyzującej.
Autorytet polityczny, który zdobyła Komunistyczna Partia Polski poprzez swą bohaterską walkę przeciwko prawicowej dyktaturze został wkrótce zmarnotrawiony przez zwrot Stalina w 1929 r. w stronę awanturniczej polityki „trzeciego okresu”. Partii zakazano angażowania się w jednolite akcje z socjaldemokratami i partiami chłopskimi przeciwko pogłębiającemu się białemu terrorowi. W latach 1931-32 wyłoniła się kierowana przez Izaaka Deutschera opozycja wobec tego samobójczego zwrotu. Polska opozycja dała się wkrótce pozyskać dla idei trockizmu, głównie z powodu zdeterminowanej walki Trockiego o jednolitą obronę proletariatu niemieckiego przed niebezpieczeństwem nazizmu. Amerykański historyk zimnowojenny Dziewanowski zauważa, że „choć grupę Deutschera usunięto z KPP w 1932 r., podskórny nurt zorientowany na Trockiego ciągle pozostawał czynnikiem o pewnym znaczeniu aż do rozwiązania partii [w 1938 r.], zwłaszcza wśród jej żydowskich członków”.
Kiedy Hitler doszedł do władzy na początku 1933 r., ruch trockistowski rozważał możliwość zaapelowania do radzieckiej Armii Czerwonej, by najechała Niemcy zanim naziści zdołaliby skonsolidować swój reżim i ponownie uzbroić się. Wymagałoby to oczywiście naruszenia polskiej niepodległości, ale była to małej wagi okoliczność, gdyż znalazła się na szali w obliczu historycznych interesów proletariatu światowego.
Rosnący biały terror piłsudczykowskiego „reżimu pułkowników” zmusza coraz to więcej komunistów polskich do szukania schronienia w Związku Radzieckim. Chociaż wielu komunistów zagranicznych zostało zabitych w Wielkich Czystkach pod koniec lat 30-tych, to jednak wojna Stalina przeciwko polskiej partii była wyjątkowa, faktycznie jedyna w swoim rodzaju. Praktycznie wszyscy komuniści polscy na terytorium radzieckim zostali albo dosłownie zlikwidowani, albo wysłani do obozów koncentracyjnych. Wielu komunistów polskich zwabiono pod takim czy innym pretekstem i potem zlikwidowano. Całe kierownictwo partii – m.in. Warski, Walecki, Wera Kostrzewa, Unszlicht – zostało zamordowane. W 1938 r. bezprecedensową akcją Stalin rozwiązał Komunistyczną Partię Polski jako gniazdo „piłsudczyko-trockistów”. Deutscher usiłował wyjaśnić obłąkańczą nienawiść Stalina do komunizmu polskiego, jego determinacją by zniszczyć go do cna:
“Stalin widział polską PK jako twierdzę znienawidzonego luksemburgizmu – polskiej odmiany trockizmu” – która przeciwstawia się mu jeszcze w r. 1923; partię w której niektórzy przywódcy byli zbliżeni do Bucharina, a inni do Zinowiewa; partię nieuleczalnych herezji, dumną ze swej tradycji i bohaterstwa…”
O polski trockizm
Wszyscy obserwatorzy zgadzają się co do jednego, a mianowicie że bezpośrednim źródłem obecnego kryzysu polskiego jest katastrofalnie chybione zarządzanie gospodarką reżimu Gierka w ostatniej dekadzie. Jasne jest także, że poziom korupcji i przekupności polskiej biurokracji jest wyjątkowy nawet w porównaniu z resztą wschodnioeuropejskich zdeformowanych państw robotniczych. U podłoża tego leży wcześniejsze zlikwidowanie przez Stalina Komunistycznej Partii Polski, co oznacza, że aparat rządowy postawiony po drugiej wojnie światowej przez Armię Radziecką nie miał żadnego związku z rewolucyjną przeszłością, z którą można by było jego późniejsze działania konfrontować. Dlatego też biurokracja, która rządzi Polską od tamtego czasu, została zrekrutowana spośród zwykłych oportunistów i karierowiczów. Ale głębszych źródeł polskiego kryzysu należy upatrywać w stalinizmie, usiłowaniu balansowania przez biurokrację bonapartystyczną pomiędzy imperializmem a klasą robotniczą, wyrażonym w dogmacie „socjalizmu w jednym kraju”.
Wszystkie centralne problemy stojące przed Polską wypływają z wąskiej, nacjonalistycznej polityki biurokracji, a szczególnie z ugłaskiwania i wzmacniania przez nią bazy społecznej dla kontrrewolucji. Zdolność trzymania kraju w szachu przez chłopów wynika z niepowodzenia procesu kolektywizacji rolnictwa. Klerykalno-nacjonalistyczna kontrola „Solidarności” ma źródła w usiłowaniu znalezienia przez reżim modus vivendi z mającym swe zakorzenienie w chłopstwie Kościołem katolickim. Wybuch społeczny związany z podwyżkami cen, który doprowadzi do strajku gdańskiego, by wynikiem oddania w zastaw polskiej gospodarki zachodnim bankierom, teraz dającym spłaty długów. Tym, czego potrzeba nie są dalsze ustępstwa, ale prawdziwie rewolucyjna, internacjonalistyczna polityka. A to wymaga usunięcia stalinowskich pasożytów poprzez proletariacką rewolucję polityczną, kierowaną przez trockistowską awangardę.
Odpowiedź polskich robotników na reżim policyjno-państwowego zarządzania ery Stalina została dana w 1956 roku przez potężną rewoltę proletariacką, która rozpoczęła się w Poznaniu (i pomogła wykrzesać iskrę rewolucji robotniczej na Węgrzech w tym samym miesiącu). To wymusiło próbę zreformowania reżimu poprzez jakiś rodzaj liberalnego stalinizmu, stosowanie większej ilości indywidualnych bodźców i poluzowanie śrub aparatu represji. Jednak dwukrotnie bez skutku. Polski proletariat odrzucił Gomułkę podczas powstania robotników na Wybrzeżu w 1970 roku i usunął Gierka podczas strajków stoczni w 1980 roku. Oznaczało to również koniec złudzeń pokładanych w reformie liberalizującej życie społeczne, podczas gdy siły prozachodnie wewnątrz i wokół „Solidarności” zdołały zdobyć sobie poparcie mas polskich. Ale ich triumf oznaczałby klęskę epokowych rozmiarów, zamieniając Gdańsk w Detroit z jego kolejkami bezrobotnych i darmowymi garkuchniami.
Co więcej, kontrrewolucja nad Wisłą nie ograniczyłaby się do Polski. Natychmiast postawiłaby na porządku dnia kwestię kapitalistycznej reunifikacji Niemiec i termonuklearnej imperialistycznej wojny światowej, mogącą zmieść z powierzchni Ziemi radzieckie zdegenerowane państwo robotnicze i pozostałe zdobycze Rewolucji Październikowej 1917 r. Jedynie trockiści mają program wykorzenienia źródeł kontrrewolucji, poprzez powrót do autentycznego komunizmu Lenina i Luksemburg. Kluczowe elementy takiego programu zmobilizowania polskiej klasy robotniczej to:
Precz z klerykalizmem! O całkowity rozdział państwa i kościoła! Jak w 1905 napisała Róża Luksemburg: Kler, nie mniej ni klasa kapitalistyczna, żyje na plecach ludu, ciągnie korzyści z degradacji, ignorancji i ucisku ludu” (“Socjalizm i kościoły”). Dziś Watykan służy za kluczowe narzędzie imperializmu zachodniego, centralną agencję dla kontrrewolucji kapitalistycznej. Ścisłe kierownictwo „Solidarności” skupione wokół Lecha Wałęsy wywodzi się z „dysydenckich” kół popieranych przez Kościół, a jeden z 21 słynnych postulatów strajku gdańskiego żądał transmitowania mszy katolickiej w państwowych środkach masowego przekazu, a w efekcie założenia kościoła państwowego. Co więcej, wojsko polskie jako jedyne we Wschodniej Europie ma kapelanów katolickich.
Kuroń i inni przywódcy „Solidarności” wzywają do trójstronnego rządu, obejmującego hierarchię katolicką. Waszyngton, Wall Street i socjaldemokracja zjednoczyli się w usiłowaniu przywrócenia średniowiecznej dominacji Kościoła rzymskiego nad polskim życiem społecznym. Zaś próbując ugłaskać papieża Wojtyłę, stalinowcy mogą równie dobrze przyswoić część jego reakcyjnego programu społecznego — tak jak ograniczenie lub pozbawienie kobiet prawa do aborcji. Rozdział państwa od Kościoła jest historyczną zdobyczą rewolucji burżuazyjno-demokratycznej, ale obecnie tylko trockiści o to walczą.
O kolektywizację rolnictwa! Przez dziesięciolecia polska gospodarka jest rujnowana przez sprzeczność pomiędzy zacofanym i rozdrobnionym rolnictwem a szybko rozwijającym się przemysłem. Rządowe dotacje do żywności coraz bardziej drenują gospodarkę. Ale usiłowania „Solidarności Rolników Indywidualnych” wyeliminowania państwowego obrotu rynkowego nie tylko skierowałyby się przeciwko bezpośrednim interesom ekonomicznym klasy robotniczej, poprzez o wiele wyższe ceny, lecz wzmocniłyby niebezpieczeństwo kontrrewolucji. Bezpośrednim kluczowym zadaniem rewolucyjnego rządu robotniczego w Polsce byłoby promowanie kolektywizacji rolnictwa.
O związki zawodowe niezależne od biurokratycznej kontroli i oparte na obronie własności uspołecznionej! Jest to integralna część trockistowskiego programu wyrugowania biurokracji stalinowskiej. I nie ma to nic wspólnego z hasłem „wolne związki zawodowe”, które od dawna jest zawołaniem wojennym imperializmu NATO. Na początku zimnej wojny fanatycznie antykomunistyczna amerykańska biurokracja związkowa założyła Międzynarodową Konfederację Związków Zawodowych w ścisłej współpracy z CIA. Polscy robotnicy muszą zrozumieć, że wąski, ekonomiczny trade-unionizm nie jest możliwy w skolektywizowanej gospodarce. Jakikolwiek wtórny podział dochodu wymaga wyrwania kontroli nad administracją gospodarczą z rąk biurokracji stalinowskiej. Polscy robotnicy muszą również nieugięcie przeciwstawiać się ruchowi związkowemu „AFL-CIA”, angażując przeciwko imperializmowi swe organizacje w obronie własności uspołecznionej i proletariackiej władzy państwowej.
Anulować dług imperialistyczny! Spłacanie ogromnego obecnie zadłużenia Polski wobec imperialistów oznaczałoby lata zaciskania pasa. Jednak przywódcy „Solidarności” nawołują do przystąpienia Polski do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, kartelu zachodnich bankierów. MFW wysysałby krew polskich robotników nie mniej bezlitośnie niż to robi wobec robotników w „trzecim świecie”. Pragnąc utrzymać spokój społeczny u swego własnego sojusznika Kreml, przynajmniej pośrednio, płaci coraz większe sumy na spłacanie długów Polski na Wall Street. Nie jest naszym zadaniem jako rewolucjonistów proletariackich doradzać warszawskim biurokratom jak wydostać się z dołka, w którym tkwi. Ale przywództwo trockistowskie natychmiast anulowałoby imperialistyczny dług i zaapelowałoby do robotników Zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych o zwalczanie nieuniknionego odwetu imperialistycznego.
O międzynarodowe socjalistyczne planowanie gospodarcze! Przywódcy „Solidarności” wyrażają podziw dla zachodniego kapitalizmu i wzywają do reprywatyzacji znaczącego sektora gospodarki. Żądają oni zarzucenia planowania centralnego na rzecz autonomicznych „samorządnych” przedsiębiorstw działających na zasadzie rywalizacji rynkowej. W obecnych warunkach ekonomicznych Polski doprowadziłoby to do natychmiastowego bankructwa setek przedsiębiorstw, wyrzucając setki tysięcy, o ile nie miliony robotników na bruk. Także ułatwiłoby to niesłychanie imperialistyczną penetrację ekonomiczną. Celem nie może być powrót do anarchii rynku, ale danie klasie robotniczej demokratycznej kontroli nad gospodarką, która może zostać zrealizowana jedynie poprzez centralne planowanie przez władzę radziecką, z komitetami fabrycznymi do kontrolowania produkcji i spółdzielniami konsumenckimi do kontrolowania jakości i cen towarów. Polscy robotnicy muszą mieć perspektywę Socjalistycznych Stanów Zjednoczonych Europy, w których zjednoczone radzieckie Niemcy będą przemysłową siłą napędową.
O demokrację radziecką, nie parlamentaryzm burżuazyjny! O proletariacką rewolucję polityczną! Zaledwie na kilka godzin przed narzuceniem stanu wojennego, „Solidarność” wezwała do referendum by obalić komunistyczny rząd i zastąpić go rządem opartym na „wolnych wyborach”. W obecnych warunkach Polski takie wybory doprowadziłyby do zwycięstwa partii klerykalno-nacjonalistycznej, która usiłowałaby odrestaurować kapitalizm, lub być może doprowadziłyby do stanu anarchicznego. W każdym przypadku kwestia wojny domowej byłaby postawiona wprost na porządku dnia. Polska klasa robotnicza musi walczyć o władzę sowietów (rad robotniczych), jak w Rewolucji Rosyjskiej 1917 r. Demokracja radziecka powinna obejmować te partie, wybrane przez robotników i ich sprzymierzeńców, które opowiadają się za i bronią porządku socjalistycznego.
Bronić ZSRR przeciwko imperializmowi! O rewolucyjną jedność robotników polskich i radzieckich! Wałęsa i spółka postrzegają siebie jako prowadzących cały naród polski, popierany przez imperializm zachodni, przeciwko rosyjskiemu „komunizmowi”. „Posłanie” zjazdu „Solidarności” we wrześniu do robotników radzieckich był prowokacyjną deklaracją solidarności z „wolnym światem” Reagana. Zostało to bez trudu zrozumiane nie tylko przez biurokratów Kremla, ale także przez radzieckie masy robotnicze. Dziennikarze zachodni bez wyjątku donoszą, że przeciętny człowiek radziecki nie czuje sympatii do „Solidarności” i do tego, za czym się ona opowiada.
Rewolucyjna tradycja polsko-rosyjskiej solidarności klasowo-robotniczej symbolizowana przez Różę Luksemburg jest kluczowa dla ponownego przekucia polskiego trockizmu. Polska proletariacka rewolucja polityczna musi zostać rozszerzona na ZSRR i resztę bloku radzieckiego, w innym przypadku zostanie zmiażdżona. Ale polscy robotnicy nie mogą apelować do swych radzieckich braci klasowych — którzy utracili 20 milionów ludzi walcząc z nazistami w czasie drugiej wojny światowej (z tego 600.000 w Polsce) — dopóki nie zapewnią ich, że robotnicza Polska będzie bronić Związku Radzieckiego przeciwko imperializmowi. Ludzie radzieccy wiedzą, że ambicją imperializmu amerykańskiego jest „odwrócenie”: zamiana Europy Wschodniej we wrogie państwa, sojuszników imperializmu, rozciągnięcie zasięgu NATO do granic radzieckich jako preludium do restauracji kapitalistycznej w samym ZSRR. Polski rząd robotniczy musi być militarnym bastionem przeciwko NATO!
W swoim eseju „The Tragedy of the Polish Communist Party”, Isaak Deutscher podkreślił jako swój zasadniczy wniosek myśl: „Jeśli historia polskiej KP i Polski w szerokim ujęciu dowodzi czegokolwiek, to dowodzi ona jak niezniszczalny jest związek między rewolucjami polską i rosyjską”. Dzisiaj niezbędne jest ożywienie tradycji Lenina i Luksemburg, tradycji rewolucyjnej jedności proletariatu polskiego i rosyjskiego. Dzisiaj musi ona być skierowana przeciwko biurokracjom stalinowskim, w obronie gospodarek skolektywizowanych i państwowej władzy proletariatu przeciwko imperializmowi. Ta tradycja i program będzie niesiona dalej przez polską awangardę trockistowską, sekcję odrodzonej Czwartej Międzynarodówki. Teraz właśnie nadszedł moment, by położyć podwaliny pod budowanie awangardy trockistowskiej w Polsce.